Gryczane pulpeciki z warzywami i kilka słów o kaszy gryczanej

Tym razem bez dłuższych wstępów - powiem tylko nieskromnie, że to najlepsze bezmięsne kuleczki, jakie zdarzyło mi się jeść. Ich podstawą jest kasza gryczana, a cały sekret smaku to dobrze dobrane przyprawy. Warto też wspomnieć, że oprócz tego że smakują rewelacyjnie, są pełne zdrowych i wartościowych składników. Sprawdzą się idealnie na obiad - solo, do sałatki, frytek, guacamole, hummusu lub ziemniaków. Zamiast formować kulki, można też nieco je spłaszczyć i w ten sposób otrzymamy przepyszne burgery, które cudownie komponują się z wieloziarnistą bułą i górą warzyw ;)

SKŁADNIKI (na około 17-20 niedużych pulpecików)

200 gramów kaszy gryczanej białej niepalonej
1 cebula
1/2 papryki
1/2 małej cukini
1 łyżka siemienia lnianego zalanego wrzątkiem
przyprawy: 1 czubata łyżeczka wędzonej papryki (to głównie jej pulpeciki zawdzięczają swój smak, zatem nie można jej pominąć), pieprz, sól, chilli, papryka słodka, pieprz cytrynowy, czosnek, zioła prowansalskie i/lub inne wedle uznania

WYKONANIE:

Kaszę gotujemy, aż wchłonie całą wodę i odstawiamy na kilka godzin, aż dobrze wystygnie i nieco stężeje (powinniśmy otrzymać dość zbitą, gęstą masę). Cebulę, paprykę i cukinię kroimy w bardzo drobną kostkę i podsmażamy na odrobinie oliwy, aż warzywa będą miękkie, a cebulka przyrumieniona. Następnie kaszę gryczaną, glutek z siemienia lnianego i przyprawy dokładnie blendujemy, a do powstałej masy dodajemy podsmażone warzywa. Wszystko mieszamy (najlepiej wilgotną dłonią) i formujemy pulpeciki. Otrzymane kuleczki układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy w 180-190 stopniach przez około 30 minut (pulpeciki powinny być chrupiące i rumiane na zewnątrz i miękkie i soczyste w środku).

Kilka słów o kaszy gryczanej

Moda na zdrowe odżywianie jest super. Super jest też to, że w pierwszym lepszym supermarkecie możemy dostać tyle różnych, wartościowych produktów: tu amarantus, tam quinoa czerwona, a tutaj znowu biała. Sama uwielbiam testować nowe smaki i chętnie sięgam po superfoods. Jednak w tym fit-szale zapominamy często, że mnóstwo zdrowych, tanich, wartościowych i łatwo dostępnych składników mieliśmy pod ręką od zawsze. Mam na myśli na przykład kaszę gryczaną, którą często, niesłusznie, traktujemy trochę po macoszemu.

Dlaczego warto po nią sięgać?

Kasza gryczana, w przeciwieństwie do na przykład jaglanej czy jęczmiennej nie jest zbożem - gryka zaliczana jest do zbóż rzekomych, nazywanych także pseudozbożami, a białko zawarte w takich roślinach jest zdecydowanie łatwiej przyswajalne, niż to zawarte w zbożach. Kasza gryczana składa się z niego aż w około 13% (dla porównania 100 gramów kurzych jaj to 12 gramów białka, a 100 gramów tofu to jedynie 8 białka).
To także świetne źródło błonnika (6 gramów w 100 gramach kaszy).
Poza tym znajdziemy w niej mnóstwo witamin: B1, B2, B3, B5, B6, B9 i E, a także antyoksydanty: rutynę, kwercetynę, pelargonidynę i procyjanidynę. Obecne w kaszy gryczanej minerały to: magnez, fosfor, miedź, mangan, cynk i krzem.

Jaką kaszę wybrać?

Mamy do wyboru kaszę gryczaną białą (niepaloną) i bardziej popularną brązową (prażoną). Wartości odżywcze obydwu są dość zbliżone, z delikatną przewagą dla niepalonej, która zawiera nieco więcej białka i znacznie więcej miedzi i kwasów omega-3 i 6. Co jednak dla mnie najważniejsze - biała ma znacznie bardziej delikatny smak, bez charakterystycznej dla prażonej goryczki.